Paradoksy codzienności

Szare a piękne. Rekolekcje o codzienności Książeczka objętościowo nieduża, ale będąca zapisem ważnych rekolekcji wygłoszonych przez Zbigniewa Nosowskiego w krakowskim duszpasterstwie akademickim „Beczka”: Szare a piękne. Rekolekcje o codzienności. Redaktor naczelny „Więzi”, zainspirowany teologią Karla Rahnera, zajmuje się w niej tematem duchowości codzienności, i próbuje otworzyć siebie i nas na to, co zdaje się być szare, a w Bogu stać się może pięknym. Odkrycie mistyki codzienności w swoim życiu nazywa za niemieckim jezuitą „przewrotem kopernikańskim” we współczesnej pobożności. Rzecz napisana przez świeckiego i dla świeckich, potrzebna, aby nie tworzyli sobie „duchowości zakonnej w złagodzonej wersji soft”, tylko na całego oddali się regułom codzienności chrześcijańskiej.

„Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem, ani strojem [...] ich sposób życia nie odróżnia się niczym szczególnym [...] stosują się do miejscowych zwyczajów w ubraniu, jedzeniu, sposobie życia, a przecież samym swoim postępowaniem uzewnętrzniają owe przedziwne i paradoksalne prawa, jakimi się rządzą”.

Ten pochodzący z „Listu do Diogneta” fragment zestawia Nosowski z przyjętym przez Kościół modelem myślenia, który bardzo dobitnie wyraziła św. Katarzyna ze Sieny, kiedy proszona przez pewnego adwokata o kierowanie jego życiem wewnętrznym, uzależniła swą zgodę dwoma warunkami: porzuceniem małżeństwa i pracy zawodowej przez proszącego. Dziś oczywiście Kościół nie twierdzi już, że chrześcijanin nie ma możliwości uświęcenia się w stanie świeckim, ale wieki takiego podejścia zrobiły swoje. Ciągle chcielibyśmy uciekać w sferę sacrum od tego życia, które należy do sfery profanum. A przecież – przypomina Nosowski – Bóg stał się człowiekiem i żył jak my; można powiedzieć, że „sacrum stało się profanum”, po to, aby „profanum stało się święte”.

A mnie nasuwa się pytanie, które powracać będzie do mnie przez cały czas lektury czy raczej mierzenia się z tymi rekolekcyjnymi naukami: jak to możliwe, że trzeba było tak długo czekać, żeby to, co dla chrześcijan drugiego wieku było oczywiste, potrzebowało re-odkrywania kilkanaście wieków później? Bo z jednej strony to, co pisze autor, jest dziś przecież oczywiste, a z drugiej – paradoksalnie – potrzeba aż rekolekcji, żeby to przyjąć! Nosowski prowadzi nas do wniosku oczywistego już dla uczniów Chrystusa pierwszych wieków: „rozwiązywanie problemu z codziennością nie polega [...] na zmianie tego, co robimy, lecz – jak to robimy”. I mimo tego, że do wykonywania nudnych codziennych zajęć wydawać by się mogło, że jesteśmy zmuszeni, to „pozostajemy jednak wolni, jeśli chodzi o wybór naszego podejścia do tych czynności”. (Oczywiście można się zastanawiać, czy to „jak” dostatecznie wyjaśnia różnicę pomiędzy przeżywaniem codzienności przez człowieka żyjącego w Bogu, a tym, który żyje bez Niego; zostawiam jednak na razie tę kwestię na boku).

Rozumiem Nosowskiego, który przeżywanie codzienności dzieli na trzy sposoby: (1) ucieczkę od codzienności (celem życia jest wtedy uświęcenie pomimo codzienności, np. piję herbatę jak najszybciej, żeby został mi czas na modlitwę); (2) sakralizacja codzienności (celem jest uświęcenie w życiu codziennym, np. parzę herbatę długo, ale w tym czasie śpiewam pobożne pieśni lub się modlę); (3) akceptację codzienności (konsekwencją takiego podejścia jest uświęcanie się poprzez codzienność; w ramach ćwiczenia proszę Czytelników o odpowiedni przykład z herbatą). Wiem o czym autor pisze, bo sam przecież i wcielałem pierwszy sposób w życie, i stosowałem w życiu drugie podejście, aby w końcu- zdecydowawszy się zaufać Stwórcy, że wiedział co robi dając mi świeckie powołanie – rozpocząć odkrywanie trzeciego sposobu przeżywania codzienności.

Autor Parami do nieba. Małżeńska droga do świętości jako świecki żyjący w parze dzieli się z nami przykładami, w których może odnaleźć się każdy z nas, świeckich. Mistykę codzienności odkrywa przed czytelnikami w konkretnych dziedzinach życia: pracy, codziennej miłości (małżeńskiej, macierzyńskiej i ojcowskiej), modlitwy (czy trzeba tu podkreślać, że inna jest modlitwa zakonnicy, a inna matki?), a w końcu zaprasza nas nawet do sypialni i kuchni. Smakowity jest ten fragment, w którym audytor Synodu Biskupów w Watykanie odsłania kuchnię powstawania propozycji Synodu przedkładanych papieżowi – opisuje, jakie zainteresowanie wzbudziła jego uwaga, że „duchowość eucharystyczna to także sprawa kuchni i sypialni” (a nie tylko, a może nawet nie przede wszystkim, codzienne uczestnictwo we Mszy Świętej).

Nosowski nie jest rewolucjonistą, któremu wydaje się, że odkrył coś nowego, co musi powstać na gruzach starej teologii. Nie udaje, że łaska codzienności jest największą łaską, a świecki ma żyć tylko i wyłącznie codziennością. Przeciwnie, zdaje sobie sprawę z pułapek teologii codzienności i formułuje je na zakończenie swoich rekolekcji. Podkreśla, że „duchowość codzienności nie jest całościowa, nie obejmuje całego ludzkiego życia” – obok niej „istnieje przecież także nie-codzienność”. Przyznaje, że życie codzienne pełne jest łaski, ale łaski codziennej, zwyczajnej, oprócz której potrzebujemy również łaski nadzwyczajnej. Dlatego chrześcijanin może się „modlić codziennością” tylko pod warunkiem, że w jego życiu jest czas na „modlitwę w codzienności”, podobnie jego spotkania z Chrystusem nie mogą odbywać się tylko w sposób pośredni (poprzez codzienność), ale muszą tworzyć całość z tymi bezpośrednimi (np. Eucharystia). Parafrazując Łk 16,10: Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny – pod warunkiem, że te drobne rzeczy (codzienność, skończoność) nie zamkną go na te wielkie (wieczność, nieskończoność).

Jeszcze raz powracam do tego paradoksu: tego, co dla pierwszych chrześcijan było oczywistym, my dopiero nieśmiało się uczymy. W takim razie z jednej strony rekolekcje Nosowskiego nie odkrywają niczego nowego, ale z drugiej strony jednak, jak sądzę, są ważne i potrzebne w oczach Boga – tyle musiał czekać, żeby odkupiony przez Niego człowiek wrócił do odkrycia tego pierwszego powołania, które w pierwszej księdze Biblii zostało sformułowane słowami:

„Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali” (Rdz 1,27-28).

I myślę, że tutaj leży ukryta odpowiedź na pytanie, które towarzyszy mi w lekturze 202-ego tomu biblioteki „Więzi”. Zamiast intelektualnego szarpania się, co jest, a co nie jest pomocne w uświęceniu się człowieka – wyłania się potrzeba prostego przyjęcia tego powołania, które dał sam Bóg! A pierwszym powołaniem jest „panowanie nad światem”, nie uświęcanie się; dopiero po upadku człowieka do tego pierwszego powołania dochodzi jeszcze to drugie – powracanie do Boga, od którego się odeszło. W życiu świeckiego chrześcijanina będą więc obecne dwa powołania, złączone w Chrystusie w jedno: uświęcenie przez codzienność. Sam Chrystus dał nam przykład przeżywania codzienności:

Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło (J 4,34).

I to jest klucz do odkrycia mistyki codzienności: pełnienie woli Boga, czego niejako skutkiem ubocznym jest uświęcanie się. Doświadczają tego wcześniej od teologów zwykli zjadacze pokarmu Ojca, których całe życie codzienne jest przeżywane w Panu. Autor Szare a piękne zdaje sobie sprawę (dzieli się tym zarówno w książce, jak i w wywiadzie udzielonym miesięcznikowi „W drodze” nr 5 (405) 2007), że uczestnicy „kościelnych wspólnot i ruchów odnowy duchowej” wydają się być najdalej od duchowej schizofrenii – podziału na to, co religijne i świeckie, a jednak – mam wrażenie – nie wyciąga wszystkich wniosków, które wydaje mi się, że można z tego wyciągnąć. Bo chyba należałoby zadać pytanie: co takiego powoduje, że zarówno u pierwszych, jak i u „odnowionych” chrześcijan jest możliwe duchowe poznanie tego, że nieważne jest „co”, ale „jak” robimy? Ale ponieważ Nosowski nie stawia tego pytania, mnie również nie wypada tego robić w niniejszej recenzji. Zresztą, i tak już muszę kończyć – nadchodzi święty czas na herbatę!

Tekst ukazał się pierwotnie na blogu autora: http://confessiones.salon24.pl/28887,index.htmlJest to wpis z 22.08.2007 r.

Sławomir Zatwardnicki


Zobacz też


Dodaj komentarz

Kolorem czerwonym oznaczono pola obowiązkowe