Naśladować Maryję…

Kilka myśli o Matce Bożej„Nazywamy Matkę Bożą Królową Świata, naszą władczynią – Królową Polski, Hetmanką, Panną nad pannami i wszystkie te imiona są prawdziwe. Jednak Ona sama nazywała siebie służebnicą Pańską, przez co uczy nas – służąc Jezusowi – służyć Bogu”. To pierwsze zdanie, rozpoczynające medytacje maryjne księdza Twardowskiego w omawianej pozycji, znakomicie wprowadza w klimat zamieszczonych w niej refleksji.

Ta krótka książeczka nie ukazuje bowiem Maryi odległej, lukrowanej, tak wspaniałej, że jesteśmy od niej oddaleni o lata świetlne. Ale – zgodnie z duchem Soboru Watykańskiego II (i tzw. mariologii eklezjotypicznej czy minimalistycznej) – pokazuje Maryję jako wzór do naśladowania dla każdego z nas, jako zwykłą dziewczynę, w której życiu Bóg dokonał wielkich rzeczy przez wzgląd na jej otwartość. Myślę, że mamy stosunkowo mało takich pozycji – jako przyszły mariolog byłem więc nią ogromnie zbudowany.

Książka jest wyborem fragmentów kazań ks. Twardowskiego, wygłaszanych w latach 1965-2001. Są one ułożone generalnie (choć z wyjątkami) w kolejności – można by powiedzieć – „kalendarzowej”. Rozpoczynamy od medytacji nad Maryją-Bożą Rodzicielką i tak przechodzimy przez poszczególne uroczystości, święta i wspomnienia maryjne aż dochodzimy do krótkiej refleksji nad Matką Bożą Różańcową.

Myśli, refleksje ks. Twardowskiego wywarły na mnie spore wrażenia. Ich głębia, trafność, teologiczna poprawność, poetycki polot, a przede wszystkim egzystencjalne ukierunkowanie sprawiły, że książeczkę czytało się z niezwykłą wręcz przyjemnością.

Czytając stwierdziłem, że najlepszym wariantem na przybliżenie Ci tej pozycji nie będzie jej opisywanie, ale raczej przytoczenie kilkunastu cytatów, które ukażą dobitnie, jak niezwykle głęboka i odkrywcza to książeczka. Zachęcam więc do zasmakowania w odkrywaniu Matki Bożej w tych tekstach:

My walczymy z grzechem – Ona nie miała grzechu. Grzech wstydził się być grzechem przy Tej, która cała wzrastała w świętości jako arcydzieło łaski Bożej i kawałek raju na ziemi.
Jeżeli będziemy stawali się coraz lepsi, będziemy wokół siebie zauważać coraz więcej dobra. Nawet w grzeszniku dostrzeżemy coś pięknego: to, że Bóg go kocha, czeka na jego nawrócenie i powrót do miłości.
Kiedy możemy oddać Bogu wszystko? Codziennie, w każdej Mszy świętej. Kiedy ofiarujemy we Mszy świętej Jezusa Bogu w taki sposób, żeby w naszym życiu tylko Jego było widać, a nie nas z naszymi ambicjami, zazdrościami, pretensjami, wtedy oddajemy wszystko.
Pokorą jest przecież przyjąć z radością pochwałę, wiedząc, że dobro, które jest w nas, jest dziełem Chrystusa.
Lubimy ofiarować się Panu Bogu, ale tam, aby On nad nami otworzył parasol, i to nie czarny, ale różowy, malowany w kwiatki, żeby nam nic na głowę nie spadło.
Każdy z nas wypala się jak świeca – jeden wypalił się tylko trochę, inny nieco więcej. Wypalając się, mamy ogrzewać, oświecać, ukazywać drogę w ciemności, zawsze ufając Bogu.
Cieszymy się, że widzimy świat, ale przecież to, co widzimy, zasłania nam coś, co też jest, chociaż niewidoczne.
Mówią, że są dwie drogi ratowania Polski: normalna i nadzwyczajna. Normalna to taka, że Matka Boska nas wyprowadzi z nieszczęścia, a nadzwyczajna, że my pogodzimy się z sobą, że damy sobie radę.
Czy nie zdumiewa nas ból człowieka, który nie myśli o sobie i cierpi dlatego, że ktoś inny cierpi.
W niecierpliwych, nerwowych dzisiejszych dniach, kiedy nikt na nic nie ma czasu, różaniec uczy zaufania cierpliwej modlitwie, nieustępliwego trzymania się Matki Bożej.

I jak? Kapitalne, co? Więc nie ma się co zastanawiać… po prostu sięgnij po całość :-) !
Paweł Pomianek

Paweł Pomianek


Zobacz też


Dodaj komentarz

Kolorem czerwonym oznaczono pola obowiązkowe