Dlaczego warto czytać szybciej?

admin 21 lipca 2011 Wywiady 1 Komentarz »

Zbigniew KarapudaZe Zbigniewem Karapudą, dyrektorem programowym Instytutu IQLABS rozmawia Paweł Pomianek

Paweł Pomianek: Czy naprawdę można nauczyć się czytać szybciej? Jak wielka jest zazwyczaj różnica w tej szybkości czytania przed kursem i po kursie szybkiego czytania?

Zbigniew Karapuda: Pytanie jest bardzo łatwe, albo też i bardzo trudne. Bardzo łatwe dlatego, że jeśli spojrzymy na wszystko co człowiek robi, to trenując, robi to lepiej. Z czytaniem również, ćwicząc w pewnym natężeniu i pod pewną presją – będziesz to robił szybciej.

Nie byłbym aż tak bardzo optymistyczny, jeśli chodzi o przyspieszanie wielokrotne. To, co mówię na kursie, że każdy może przyspieszyć, nawet znacznie może przyspieszyć – to są szybkości 3-4 razy większe. Nie zdajemy sobie sprawy, że przyspieszenie nawet dwukrotne zmienia zupełnie sposób czytania i sposób rozumienia. A co się dzieje, jeśli to są przyśpieszenia 3 czy 4-krotne? To jest po prostu rewolucja w nauce dla każdego człowieka.

Natomiast jest pewna granica szybkości czytania, i tutaj jestem bardzo sceptyczny, co do jej łatwego przekraczania. To jest ta druga strona pytania – ta trudna strona. Bo, mimo, że jestem sceptyczny i sam preferuję jednak przyspieszanie realne, to przyspieszenie o wiele większe, które niektórzy kursanci uzyskują, jest faktem. Według miar, które my mamy (mierzenia zrozumienia tekstu przez test wielokrotnego wyboru), ludzie przyspieszają i mimo tego rozumieją dużo więcej. A zatem zachodzi pytanie: czy ta miara potrafi złapać wiarygodnie i rzetelnie zrozumienie tekstu? Ale jak inaczej zmierzyć zrozumienie tekstu?

- W jaki sposób mierzona jest szybkość i zrozumienie tekstu?

- Szybkość czytania jest to miara obliczana według bardzo prostego wzoru: ilość słów przez ilość czasu, który został do tego użyty. I nie powinno się tego robić poprzez ekstrapolację! Błędem jest myślenie, że gdy przeczytałem w tej chwili 300 słów w przeciągu załóżmy 10 sekund, to mnożąc, można by powiedzieć, że „Trylogię” Sienkiewicza przeczytam w 8 minut. To jest raczej bezsensowne przewidywanie. Będzie oczywiste, jeśli porównamy to do innej dziedziny, np. jedzenia hot-dogów. Jeśli zjem jedną kiełbaskę z hot-doga w jedną sekundę, to przecież wcale nie znaczy, że zjem 3 tony 600 kg kiełbasek z hot-dogów w godzinę, prawda?

- A na czym polega obliczanie zrozumienia tekstu?

- Zrozumienie liczymy w ten sposób, że zadajemy osobie czytającej pytania. Ilość pytań jest zależna od tego, jak trudny jest tekst i jak bardzo dokładnie chcemy to zmierzyć, przeważnie przy takich tekstach 1000-1500 słów stosujemy 20 pytań. W zależności od tego, na ile pytań czytający odpowie prawidłowo –otrzymujemy współczynnik zrozumienia tekstu. Zadziwiające jest to, że ten współczynnik czasami jest niewiarygodnie wysoki mimo olbrzymiej szybkości (10 czy 20 krotnie szybciej niż normalnie).

To, co jest oczywiste, to dwu-, trzy- i czterokrotne przyspieszenie i zrozumienie tekstu. Natomiast zaskakujące jest, dlaczego ktoś potrafi przeczytać 20 razy szybciej tekst, a mimo tego odpowiedzieć na pytania lepiej niż ten, który przeczytał 20 razy wolniej. Wydaje się, że to jest zupełnie niemożliwe, a taki fakt ma często miejsce i zostawiam go bez komentarza.

Dla mnie jest to zupełnie niewytłumaczalne, ale jest ciekawe i będę to badał dalej. Wydaje mi się, że kiedyś dowiem się może więcej o człowieku i jego umyśle. Na razie jestem na samym początku badań i wydaje się, że trochę źle postawiłem zadanie. Nie można badać całego procesu czytania. Można badać tylko pewne elementy z procesu czytania, gdyż proces ten jest niezwykle skomplikowany i odwołuje się w zasadzie do wszystkiego, co w człowieku w jakikolwiek umysłowy sposób funkcjonuje. A zatem trzeba się skoncentrować na pewnym obszarze i dopiero wtedy przeprowadzić fachowe badania. Np. na samej pamięci operacyjnej czy tylko jej pętli fonologicznej.

Wydaje się, że nie jest potrzebne przyspieszać aż tak niewiarygodnie dużo, bardziej istotne jest to, by w tych granicach 3-4-krotnego przyspieszenia mieć stały i pewny wysoki poziom zrozumienia. Jeśli jednak ktoś postanowił zostać mistrzem świata, to nie będziemy przeszkadzać. Wiem, że młodzież to motywuje.

- Czyli możemy powiedzieć, że można nauczyć się czytać szybciej. Ile, zatem czasu trzeba na naukę poświęcić samemu w domu. Bo z tego, co słyszałem, to nie jest tylko przychodzenie na kurs?

- Sam kurs nazywa się „nauką szybkiego czytania”, ale zawiera o wiele więcej elementów niż tylko czytanie. Wydaje mi się, że szybkie czytanie to właśnie wejście w lepszy sposób uczenia się. Dlatego, że najszybciej można tę umiejętność poprawić i w tym mieć niewiarygodnie dobre efekty. A to najbardziej działa na ludzi.

Większość ludzi przychodzi z pewną wątpliwością, czy oni, aby na pewno będą czytali szybciej? A zatem wracamy tu do punktu pierwszego: Na pewno będą czytali szybciej – jeśli będą ćwiczyć. Problem polega na tym, że ludzie poszukują często metod na skróty. To znaczy, iż wierzą, że damy im tu jakąś receptę, pigułkę, albo rączki przyłożymy do głowy i wtedy im się zrobi lepiej i będą czytali szybciej bez żadnej pracy. „Bo przecież sukces zależy nie od systematycznej wytężonej nauki, lecz od różnych trików i numerów”- tak myślą niektórzy zgłaszający się młodzieńcy. Przecież widzą to, na co dzień w filmach i telewizyjnych wiadomościach.

Jeśli się mówi, że to jest wprost proporcjonalne do ilości ćwiczenia, to niby każdy kiwa głową, ale rozumie to po swojemu. W połowie kursu niektórzy się orientują, że jedni są lepsi, a drudzy gorsi. Jakoś dziwnie się składa, że ci, co ćwiczą są lepsi, a ci, co się nie zabrali, bo mieli dużo „przeszkód losowych”, to są gorsi. I niby wszyscy to inteligentni ludzie, w zasadzie to tylko tacy do nas przychodzą, a jednak ta zależność jest nie taka oczywista, albo w praktyce – poza deklaracjami – nic za tym nie idzie. Zna Pan to pewnie z innych dziedzin, nie tylko szybkiego czytania.

- A dlaczego tak wiele osób nie ma zaufania do kursów szybkiego czytania?

- Bardzo dobrze, że nie mają zaufania! To znaczy tylko tyle, że są inteligentni i myślą krytycznie. A właśnie o takich ludzi zabiegamy. Nie ma nic gorszego niż bezsensowne zaufanie, które zaraz sprytni i jak to się teraz mówi „obrotni” ludzie wykorzystają.

Dlatego, że osób, które mają jakiekolwiek wykształcenie w tej dziedzinie jest dużo mniej niż takich, które nie mają takiego wykształcenia. Kiedy kursy szybkiego czytania stały się modne, brał się za to każdy, czasem stolarz czy hydraulik. Bez żadnej wiedzy, bo to takie proste i oczywiste, przeczytać z jedną książkę na ten temat i to najlepiej nie za trudną, machać pałeczką i oczami szybko przebierać.

I powstało masę szkół, które… nie chciałbym powiedzieć, że robią bardzo złą aurę, bo tak nie zawsze jest, ale zupełnie upraszczają i trywializują cały proces uczenia do mechanicznego ruszania wskaźnikiem. A zupełnie ignorują, że czytanie to przede wszystkim umysł i jego ograniczenia.

Czasami – zadziwiające – mimo wielkich braków wiedzy, nauka w takich szkołach jednak ma sens, do czegoś prowadzi. Okazuje się, że jeśli ludzie wierzą i widzą przy tym swoje efekty, to potrafią łatwo zarażać innych zapałem, zupełnie nie wiedząc, dlaczego rozumieją i co tam się naprawdę w głowie dzieje.

- Co jest więc niewłaściwe w takich szkołach?

- Niebezpieczne jest tylko to, co mówią przy tym, a nie to, co robią. Czyli ta racjonalizacja, która często idzie w kierunku jakiś mistycyzmów, nieomalże przesuwania przedmiotów myślami i lewitacji. I gdzieś tu, w świadomości ludzi, w tych obszarach parapsychologii zostało zakodowane szybkie czytanie. Dlatego przeciętny człowiek, przeciętny student, zapytany o szybkie czytanie, rozpatruje to tak pomiędzy lewitacją a wróżeniem z gwiazd. A zupełnie nie bierze pod uwagę, że tu nie ma żadnej, ani krzty – przynajmniej na moich kursach – magii, ani żadnej nieuprawnionej wiary w cokolwiek nadprzyrodzonego.

Wręcz przeciwnie – ja od samego początku podkreślam, że to, co tutaj mówię jest tylko i wyłącznie oparte na książkach akademickich z psychologii, szczególnie psychologii poznawczej. Mało tego – na każdy wykład przychodzę z odpowiednią książką i mówię, kto to zbadał, w jaki sposób zbadał i dlaczego to, co mówię, ma jakiś sens psychologiczny.

- Czyli generalnie możemy powiedzieć, że dobrą opinię takim kursom niszczą te mało profesjonalne, na których panuje mityczne podejście?

- Niewiedza zawsze powoduje jakieś mity. Brak wiedzy czy kompetencji w danej dziedzinie powoduje, że człowiek musi to sobie jakoś wytłumaczyć. No i tutaj jest olbrzymie pole: wystarczy powiedzieć, że „Amerykańscy naukowcy odkryli…” i w to można wstawić wszystko, prawda? Bo to jest dostatecznie enigmatycznie i nie da się sprawdzić. Nie mówi się, jacy to naukowcy, gdzie i kiedy? Jeśli ktoś tak zaczyna („amerykańscy naukowcy odkryli…”) to wiem, że będzie zaraz lewitował. I jestem bardzo przeciwny takowemu traktowaniu wiedzy, bo to prowadzi tylko do rozczarowań. Często do zmarnowania jedynej szansy do znacznego zwiększenia możliwości intelektualnych tegoż człowieka.

Jeśli człowiek pójdzie na taki kurs i te „lewitacje” mu się nie udadzą, to co wtedy powie? A wie Pan doskonale, że opowieści złe roznoszą się dużo szybciej niż opowieści dobre. W związku z tym nie mamy szans z dobrą szkołą, bo informacja o niej roznosi się wielokrotnie wolniej niż informacja o złych kursach.

- Czego jeszcze można się nauczyć na Pana kursie w „IQ LABS”?

- Kurs jest zbudowany na czterech filarach. Po pierwsze są to techniki nauk szybkiego czytania, czyli to, czego uczą też w innych szkołach (lepiej lub gorzej). Poza tym istotę rozumienia tekstu. W tym obszarze jest to cała sfera lingwistyki i budowy tekstu, co jest samo w sobie pasjonującym tematem. Dalej osobowość czytającego. To ona powoduje, że ktoś może zrozumieć lub nie, przyspieszyć łatwo lub nie może przyspieszyć wcale. Osobowość, to najważniejszy czynnik. Natomiast czwartym elementem są: efektywne sposoby uczenia, czyli, w jaki sposób użyć szybkiego czytania i całej wiedzy, jaką się na tym kursie zdobywa. Bo to nie jest tylko kurs szybkiego czytania. Powiedziałbym, że ma on sens dopiero wtedy, gdy zastosuje się wszystko. Natomiast szybkie czytanie jest tylko jednym kawałeczkiem tego kursu, najłatwiejszym do opanowania i w nim możemy mieć najszybciej efekty.

- Z tego co wiem, to kurs w Pańskiej szkole kosztuje 590 złotych. Dlaczego kursy szybkiego czytania są takie drogie, skąd takie ceny?

- Dla jednych bardzo drogo dla drugich bardzo tanio. Przedwczoraj jeden korespondent z Warszawy zadał mi pytanie, dlaczego są takie tanie, może gorsze, bo u nich są po 2400 zł. Cena to zawsze jest trudny punkt negocjacji, ale trzeba zawsze pamiętać, że aby było naprawdę dobrze, to musi kosztować. Nie wszystko można zrobić w domu na stole kuchennym, pozbywając się kosztów szkoły. Poza tym jednak to w pewien sposób dyscyplinuje i selekcjonuje. Przychodzą tylko tacy, dla których nauka jest ważna.

- Jakie kursy poza kursem szybkiego czytania oferuje Pana szkoła?

- Oprócz szybkiego czytania, prowadzimy jeszcze kursy specjalistyczne dla firm. Opierają się one na tym, że trzeba najpierw firmę zbadać i stwierdzić, jakich kompetencji brakuje ich pracownikom. Często jest taka sytuacja, szczególnie np. w bankach, że osoby pracujące z ludźmi, udzielające kredytu, są niezmiernie zestresowane, co prowadzi do dysfunkcji, czyli takiej niemożności pracowania w pełni. Taki pracownik ciągle podlega wielu naciskom i stresom. W pewnym momencie pracownicy wypalają się, stają się apatyczni, bardziej rutynowi i nie mają przyjemności z pracy, co powoduje, że jest ona coraz gorsza. Wtedy właśnie jest potrzebny psycholog i jest potrzebny kurs, by ten stres przestał im tak dolegać. Niezbędna jest interwencja i zmiana osobowości. Naprawdę nie da się zmienić sytuacji w ten sposób, że się komuś coś powie, zrobi szkolenie. Trzeba go zmienić, by pracownik inaczej reagował na sytuację. Czyli aby stał się bardziej asertywny. Kursy asertywności mają największe powodzenie, dlatego że w zasadzie nie ma takiej branży, gdzie nie jest potrzebna. Stres dopada wszystkich i wszystkim asertywność jest potrzebna, tylko nie wszyscy to wiedzą. Powolutku firmy zdają sobie sprawę, że to powoduje lepsze działania pracowników i dlatego w to inwestują.

- Słyszałem o Waszej świetnej metodzie nauki angielskiego. Co wasz wyróżnia z masy innych szkół prowadzących kursy języka angielskiego?

- Tak, to jest nasza specjalność. Jestem psychologiem specjalizującym się w nauczaniu. Chcemy wprowadzić bardzo specyficzny sposób nauczania angielskiego. Taki, który jest nakierowany na zdolności ucznia. Z założenia ma to być mała kameralna szkoła z małymi grupami. Uczniowie są dokładnie testowani, a wiedza jest dozowana w takich ilościach, by mogli osiągnąć najlepsze rezultaty. Więcej i szczegółowiej opisane jest na naszych stronach internetowych i można to przeczytać pod adresem: www.iqlabs.pl. Zapraszam.

- Dziękuję za rozmowę.

wywiad przeprowadzony w listopadzie 2005 roku

 
Zbigniew Karapuda:
Z zawodu aktor i psycholog. We własnym ośrodku dydaktycznym (Instytut Doskonalenia Umysłu „IQ-LABS”), prowadzi kursy szybkiego czytania i kursy psychoterapeutyczne np. „Poznaj siebie”. Tudzież, prowadzi badania nad zmianą postaw i manipulowaniem poziomem motywacji, w wyniku czynnego rozwoju inteligencji, poprzez ćwiczenie w szybkim czytaniu i technikach zapamiętywania. Wyniki badań ukażą się w postaci książki „Szybkie Czytanie- prawda i mity”
 


Zobacz też


Komentarze (1)

Janina

02.09.2012, 12:13

Nie znam systemu szybkiego czytania. Sądzę, że czytam normalnie. W ciągu dnia czytam ze zrozumieniem, nie opuszczając żadnego słowa 400 do450
stron książki normalnego formatu, bez ilustracji oczywiście. Z taką szybkością czytałam podręczniki na studiach (40 lat temu) , oraz teraz literaturę zwykle sensacyjną lecz nie tylko. I to dla mnie jest wystarczające.
Plus minus jedna grubsza książka dziennie, zresztą skąd nabrać tyle książek?


Dodaj komentarz

Kolorem czerwonym oznaczono pola obowiązkowe